Cześć Streskilerzy,
w tym wpisie opowiem troszkę o sobie, jeśli jesteś ciekawy/a, jak wyglądała moja historia, co na co dzień daje mi siłę i jak radzę sobie ze stresem, serdecznie zapraszam Cię do przeczytania mojego wywiadu z Kasią.
Cześć z tej strony Kasia słuchasz właśnie o tym jak bardziej wierzyć w siebie i zrealizować każdy swój plan. Moim dzisiejszym gościem jest Magda, którą część z was pewnie zna jako StresKiler. Na Magdę trafiłam dzięki inspirującym grafikom i infografikom, które publikuje na Pintereście i Instagramie. Pokazuje na nich skąd brać wewnętrzną siłę, jak wstawać po najgorszym nawet upadku, jak znaleźć w sobie moc do zmiany i swobodę, aby być tym kim naprawdę się jest. Jej historia jest niezwykła. Chciałabym, żeby opowiedziała nam skąd czerpie swoją wewnętrzną siłę i jak wyjazd do Stanów przemienił jej życie i dlaczego postanowiła sama być dla siebie mentorem.
Magdo, bardzo dziękuję że zgodziłaś się na wywiad, zwłaszcza, że widzimy się w sobotnie popołudnie.
Dziękuję serdecznie Kasiu za zaproszenie i pozdrawiam serdecznie wszystkich słuchaczy.
Twoja twórczość jest nie tylko bardzo inspirująca, ale przede wszystkim bardzo potrzebna. Twoja wrażliwość pozwoliła Ci doświadczyć w życiu różnych emocji, czy jak to nazywasz stresów, które mocno odbiło się na Twoim zdrowiu. Na stronie piszesz o wewnętrznych głosach, które nie dawały ci spokoju: “nie wystarczająco dobra, za gruba, za chuda, nikt cię nie polubi, nie odzywaj się, nie wychodź z domu”. Jak wyglądała twoja droga?
Zacznijmy od tego, że jestem osobą wysoko wrażliwą, to znaczy, że odbieram więcej bodźców środowiskowych niż inni: widzę, czuję, słyszę bardziej niż inni. Środowisko naukowe mówi, że co piąta-szósta osoba jest wysoko wrażliwa, więc nie jest jakiś fenomen, natomiast takie osoby są zwykłe właśnie bardziej empatyczne i sumienne. Te cechy mogą powodować, że stają się też bardziej zestresowani przytłoczeni wszystkimi bodźcami zewnętrznymi i tak to było też w moim przypadku. Kiedyś też miałam niskie poczucie wartości – to ile jest warta właśnie zależało od tego, co ludzie o mnie powiedzą, od pochwał, od krytyki. Teraz jest już dużo lepiej aczkolwiek ciężko na to pracowałam – nad ułożeniem sobie całego systemu wartości od nowa praktycznie, w głowie.
Moja historia i zaburzenia mają początek w pierwszej klasie liceum, kiedy byłam nastolatką. Był to dla mnie już przeskok w gimnazjum, gdzie miałam wysoką średnią, do liceum gdzie w ogóle nie umiałam odnaleźć. Byłam w klasie matematyczno-fizycznej, gdzie nauczycielka od matematyki miała chore ambicje, aby jej szkoła znalazła się na pierwszym miejscu w rankingach licealnych i miałam wrażenie, że jej rozumowanie wyglądało tak, że “im bardziej uczniowie się mnie boją, tym lepiej będą się uczyć”. Więc dla mnie osobiście lekcje matematyki wtedy to był terror. Wtedy właśnie ze stresu, który codziennie przeżywam w szkole (bo codziennie były lekcje matematyki), przestałam jeść.
Pamiętam taką sytuację, że po powrocie do domu ze szkoły zjadłam jednego ogórka i to był mój jedyny posiłek tamtego dnia. Schudłam w tamtym okresie blisko 10 kg. Miałam problemy z odżywianiem, dlatego mama po 1 semestrze zabrała mnie z tego liceum – przeniosłam się w końcu do innej szkoły, co było dla mnie kolejnym stresem. Na zewnątrz wyglądałam “OK”, nie dawałam nic po sobie poznać, byłam twardzielką, ale w środku cały czas byłam taka napięta i pobudzona to było…, to też dawało mi w kość. Powoli wracałam do normalnej wagi, ale jedyne co chciałam zrobić po szkole to wrócić do domu i z niego nie wychodzić. Na dodatek, tuż przed maturą, zerwałam z moją pierwszą miłością i wtedy właśnie zaczęła się równia pochyła w dół.
Gdy zaczęłam studia, zaraz po zajęciach jechałam od razu do domu, zamykałam się w pokoju, jadłam i oglądałam seriale. Pamiętam jak dziś, że mówiłam do siebie wtedy “Nie chcę żyć swoim życiem, wolę żyć życiem w seriali niż swoim.” Po prostu serialowe charaktery miały szczęśliwsze życie i dzięki temu że je oglądam, chciałam sama zapomnieć o tym, przez co przechodzę. Więc wyglądało to tak, że jadłam i oglądałam seriale, dlatego wtedy też bardzo przytyłam (znowu wahania wagi), przy wzroście 154 cm ważyłam wtedy ponad 72 kg. Pamiętam wtedy uwagi moich kolegów, co do tego, że przytyłam. To bardzo bolało, bo nie dosyć że cierpiałam wewnątrz, to jeszcze z zewnątrz docierały do mnie komentarze, które mnie tylko pogrążały. Poczułam się wtedy, jakbym była oceniana przez świat, tylko na podstawie właśnie swojej wagi. To było ciężkie.
Ale wracając do studiów – na niektóre poranne zajęcia w ogóle nie docierałam, bo nie byłam w stanie się ubrać, nie byłam w stanie się podnieść się z łóżka. Budzik dzwonił, a ja patrzyłam w sufit, nie potrafiłam wstać, nie widziałam dalszego sensu życia. Podejmowałam próby okaleczania się. Podejmowałam próby wymiotowania. Miałam myśli samobójcze – dosłownie planowałam jak skończyć swoje życie, a potem płakałam do poduszki “co ja w ogóle robię, o czym ja myślę, to nie jest normalne”. Byłam wtedy bardzo zrozpaczona, miałam mętlik w głowie, prawie nie wychodziłam z domu, odwoływałam spotkania ze znajomymi. To był dla mnie naprawdę okropny czas. Wówczas właśnie zgłosiłam się do poradni po pomoc psychiatryczną.
Miałam cykle spotkań z psychiatrą, z psychoterapeutą, dostałam leki, które na pewno mi pomogły, ale pierwsza terapia… już tylko trochę, bo potrafiłam wstać z łóżka, ale nie potrafiłam normalnie żyć, tak jak żyli moi rówieśnicy. Miałam bałagan w głowie, który nie dawał mi spokoju i czułam wtedy, że nikt nie jest w stanie mi pomóc. Dlatego chciałam uciec od tego przekraczającego środowiska i od ludzi, którzy mnie non stop oceniają, dlatego wyjechałam wtedy na 3 miesiące do USA, powoli odstawiając leki. To właśnie był taki przełom. To było wytchnienie. To było jakby przesadzenie rośliny do innej ziemi. W pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że zobaczyłam już, jak wygląda dno, już niżej nie zejdę, więc mogę iść jedynie tylko do góry, mogę się jedynie tylko pozbierać. Zaufałam sobie, zaufałam, że mogę być lepszą wersją siebie. Postanowiłam właśnie wtedy być swoim własnym mentorem, który z dnia na dzień daje mi motywację do działania, do życia.
Własnie wtedy też zainteresowałam się medytacją i jogą, a po powrocie do Polski dałam też upust swojej kreatywności, zaczęłam malować obrazy. Powoli zmieniałam myślenie, zaczęłam praktykować miłość do siebie, postanowiłam nie pozwalać innym osobom siebie krzywdzić: mówić przykrych uwag na temat mojego ciała, mojej wagi. Zaczęłam brać pod uwagę moje własne zdanie, że ja mogę je mieć, mogę je powiedzieć, a nie przytakiwać innym. Zaczęłam mówić do siebie, jak do osoby którą kocham, a medytacja z kolei pomogła mi uspokoić te natrętne myśli i zaczęłam jeść intuicyjnie, zaczęłam słuchać swojego ciała, zaczęłam je także kochać, kochać właśnie to pulchniejsze wówczas ciało. Z miłości do niego (by było sprawniejsze), odstawiłam samochód i zaczęłam chodzić pieszo do pracy. Spacery stały się wtedy moim codziennym rytuałem, byłam szczęśliwa, że to robię, dosłownie idąc uśmiechałam się do siebie, spacery były taką moją dodatkową medytacją mindfullness. Wydaje mi się, że dzięki nim schudłam do wagi, którą utrzymuję do dzisiaj. Na koniec, zapisałam się na terapię, by rozpracować problemy, z którymi nie umiałam poradzić sobie sama. Gdy oczyściłam wszystkie „zadziory”, mogę spokojnie powiedzieć, że wyleczyłam się ze wszystkich lęków i traum, poznałam swoje ciało i wiem co mnie stresuje i jak sobie z tym radzić. Nadal czasami odwiedzam psychologa, by rozpracować zagwozdki relacyjne, ale nie jest to już stała terapia.
Powiedziałam na wstępie, że trafiłam do Ciebie, dzięki pięknym grafikom i infografikom, które tworzysz. Ta konkretnie, o której myślę, dotyczyłam naszej obecności w mediach społecznościowych, a twój komentarz do niej brzmiał: “Twoja wartość nie zależy od tego, jak dużo dostaniesz lajków.” no i teraz zobacz – obie tworzymy w internecie, obie wiemy, jak każdy z nas wiele czasu spędza na mediach społecznościowych, jak myślisz, jak Twoim zdaniem to wszystko wpływa na to, co o sobie myślimy?
Pracuję jako digital marketer, czyli tworzę reklamy w Internecie, m.in. w mediach społecznościowych. Mam z nimi też styczność od czasów gimnazjum. Widziałam jak powstawały i ewoluowały. W czasie depresji i wewnętrznego cierpienia szukałam w nich osób, które cierpią tak samo, jak ja, jednak znajdowałam jedynie te negatywne, nastawiające destrukcyjnie i samobójczo zdjęcia, cytaty, grafiki czy inne treści, co tylko mnie pogrążało, dlatego też kilka lat później powstał streskiler, by wypełnić Internet treściami pozytywnymi, motywującymi, których szukają osoby właśnie w takiej w potrzebie. W internecie do tej pory nie mówiło się głośno o chorobach psychicznych, tj. depresja, bo to nie jest “cool”, dlatego uważam, że ta zmiana jest bardzo potrzebna.
Moim zdaniem Internet, social media (media społecznościowe) wpływają znacząco na to, jak o sobie myślimy, mogą nawet zmniejszać poczucie naszej wartości. W Internecie jest dużo nadperfekcyjności (jak jak to nazywam) – blogerzy, celebryci pokazują w nim tylko najpiękniejsze skrawki ze swojego życia, a my widząc to myślimy, że “skoro ona wrzuca takie piękne i idealne fotki codziennie, to jej życie jest idealne, ja też chcę takie życie, dlaczego moje takie nie jest?” A to nie jest prawda. Nikt po prostu nie wrzuca zdjęć, jak płacze w kącie pokoju albo jak kłóci się z mężem, bo to nie jest “cool”. Tak więc widzimy tylko tą perfekcyjną część ich życia. Internet daje nam różne możliwości – porozumiewania się, utrzymywania relacji, motywowania się wzajemnie, ale może również wpływać negatywnie, może obniżać nasz nastrój, gdy porównujemy się do perfekcyjnych modelek z mediów społecznościowych. Dlatego ja mam taką radę, żeby odobserwować wszystkie profile osób w mediach społecznościowych, które nie sprawiają, że czujesz się: silniejsza, poinformowana albo zainspirowana.
Noo, podpisuję się pod tym dwiema rękami. Wiesz, sama jestem mamą i dobrze Wiem jak to jest właśnie z publikowanie zdjęć dzieciaków mediach społecznościowych. Ja sama tego nie robię, ale obserwuję moich znajomych, którzy się tym dzielą i też jako osoba myślę sobie “może zdecydować się na powiększenie rodziny” i widzi tylko tą najsłodszą część. No ale powiedzmy sobie szczerze: bycie rodzicem to też ogromne wyzwanie i dobrze byłoby mieć taką całościową świadomość i pogląd tego, jak to wygląda naprawdę, a nie tylko od tej najlepszej strony, o której mówisz.
Powiedziałyśmy sobie dużo o wrażliwości, poczuciu własnej wartości i wewnętrznej sile. Pokazałaś też na własnym przykładzie jak stres (jakkolwiek go definiujemy) blokuje nas przed byciem tym, kim naprawdę jesteśmy. Gdybyś miała opowiedzieć o 3 sposobach, które codziennie pomagają Ci rosnąć w siłę to, co by to było?
Powiem o 4 sposobach, bo tyle ich jest 🙂 Pierwsza rzecz to na pewno to dbanie o siebie. Kochajcie siebie, szanujcie siebie, swój czas i swoją energię, stawiajcie granice w relacjach, by nikt Wami nie manipulował, nie wykorzystywał Was, byście przeżyły to życie, tak, jak chcecie je przeżyć. Świadomie wybierając. Nie będzie żadnej zmiany w Waszym życiu, jeżeli WY tej zmiany nie wybierzecie. Druga rzecz to wspomniana medytacja. Ja medytuję codziennie wieczorem, w łóżku, przy zgaszonym świetle. I praktykuję najprostszą i dla mnie najskuteczniejszą, czyli medytację oddechu, czy medytację wglądu (dop. polega na skupianiu uwagi na oddechu i obserwowaniu wszystkich pojawiających się myśli). Trzecia rzecz to aktywność fizyczna – jakakolwiek – spacer, joga – uwielbiam jogę, bo jest to dla mnie też pewien rodzaj medytacji. Zawsze gdy kończę zajęcia jogi, mój umysł i ciało dosłownie mi dziękują, czuję się mega zrelaksowana i bezpieczna, czuję że dzisiaj mogę zrobić wszystko, że nic nie jestem problemem, też szczerze polecam jogę :). Ale aktywność fizyczna jest ogólnie o tyle dobra, że uwalnia napięcie zgromadzone w ciele. Ostatnia rzecz to aktywne tworzenie. Mam tu na myśli kreowanie czegoś: może to być taniec, gra na instrumencie, śpiew, wiersz, książka, pomysł na biznes, malowanie, rysowanie, gotowanie, umeblowanie pokoju czyli wszystko to, co Ty możesz dać od siebie światu, co Ty możesz stworzyć. Są to więc rzeczy, po których skończeniu możesz powiedzieć: “Wow, ja to stworzyłam!” To daje poczucie spełnienia. Poczucie osiągnięcia celu i według mnie na pewno poprawia samoocenę.
Magdo, mam jeszcze ostatnie pytanie: w jaki sposób można ocenić, że jest się wysoko wrażliwym?
Ja polecam książkę pani Elaine N. Aron pod tytułem “Wysoko wrażliwi. Jak funkcjonować w świecie, który nas przytłacza.”, ponieważ tu jest test, 20 pytań, dzięki którym możesz sprawdzić czy jesteś osobą wysoko wrażliwą. Możesz też zajrzeć na moją stronę i zrobić TEST na WWO. To najszybsza forma sprawdzenia siebie.
Myślę że to jest też bardzo ważna książka dla rodziców aby lepiej zrozumieć swoje dzieci i zrozumieć że jak by dostrzec że każdy z nas ma swoją indywidualną wrażliwość nawet do tego stopnia że może to być wysoka wrażliwość.
Tak tak autorka też o tym wspomina, że nawet u noworodków można wykryć, czy dana osoba ma tendencję do bycia osobą wysoko wrażliwą. Już na tym etapie są badania na temat „wrażliwców”. Możemy obserwować, jak dorasta wysoko wrażliwe dziecko (jakie cechy i zależności decydują o tym, że prawdopodobnie w przyszłości będzie wysoko wrażliwe). Ciekawe, że wysoko wrażliwi mogą być zarówno introwertykami, jak i ekstrawertykami, nie ma na to reguły. Ja na przykład bardzo lubię relacje z ludźmi, ale potrzebuję też relacji sama ze sobą, gdy jestem sama ze swoimi myślami. Muszę odpocząć po dniu pracy, po konferencji, gdzie jest wiele osób, bo bodźców jest wtedy tak wiele, że mnie to bardzo przytłacza i muszę się zregenerować. Niektórzy mogą tego nie rozumieć, ale ja po konferencji jestem tak pobudzona i tak przebodźcowana, że nie ma opcji żebym poszła jeszcze później na imprezę albo do baru. Po prostu muszę się wyciszyć, a te wszystkie bodźce muszą przeze mnie “przelecieć”.
Wspomniałaś o w książce, ale myślę że sama jesteś doskonałym źródłem informacji i doświadczeń i odpowiedzi na pytania, które mogą mieć osoby wysoko wrażliwe, dlatego opowiedz, gdzie Cię można znaleźć.
Piszę bloga pod adresem streskiler.pl, można do mnie napisać poprzez zakładkę “kontakt”. Możecie mi sugerować, o czym powinnam napisać. Wtedy ja siadam, szukam badań na ten temat, szukam własnych doświadczeń, które potem umieszczam to w artykule. Mówię bardzo dużo o stresie, ale też o inteligencji emocjonalnej, o tym jak radzić sobie z emocjami, bo sama stale nad tym pracuję.
Bardzo dziękuję za wszystko co powiedziałaś że w internecie za to jak pomagasz innym za to że mówisz otwarcie o wielu trudnych sprawach, za to że sama postanowiłaś być do siebie mentorem i teraz tą lekcję przekazujesz dalej i dziękuję też że znalazłeś dzisiaj czas aby ze mną porozmawiać.
I ja bardzo dziękuję za zaproszenie i możliwość podzielenia się moją historią i życzę wszystkiego najlepszego słuchaczom i nie wątpcie w siebie, wierzcie w siebie, walczcie o siebie!
Wywiad do odsłuchania także w podcaście Kasi, dostępnym TUTAJ.
Przeczytaj także…