Toksyczna pozytywność?

W Internecie przewija się sformułowanie „toksyczna pozytywność”. W mojej opinii jest to nakłanianie do bycia optymistycznym zawsze i za wszelką cenę, które w konsekwencji prowadzi do odrzucenia nieprzyjemnych doświadczeń, emocji i uczuć.
Pozytywność jest miła, ładna i klikalna. Ale radosny optymizm nie jest naturalny, gdy wydarzy się coś złego. Chociaż na pierwszy rzut oka może się wydawać, że to fantastyczny sposób na radzenie sobie i o wiele łatwiejszy niż zmierzenie się z samym sobą i swoimi problemami
Tylko, że wtedy zostają one owinięte w słodką otoczkę pozytywności i upchane gdzieś głęboko. Wszystkie „negatywne” emocje, doświadczenia i uczucia oraz mądrość, jaką niosą zostają stłumione i zapomniane.
Ja miesiącami zaprzeczałam swoim problemom (myśl o depresji nie przyszła mi nawet do głowy), aż w końcu wszystkie je spod łóżka wyjęłam i zrobił się wielki bałagan. Ups!
Wtedy zaakceptowałam rzeczywistość i przyznałam w końcu, że to, przez co przechodzę jest trudne, ale postanawiam się z tym zmierzyć. Po kolei pozwoliłam sobie wszystko odczuć – ten stres, zmartwienie, lęk, strach, złość, ból, wściekłość, gniew, smutek i…współczucie do siebie. Okazało się, że największy problem miałam ze złością. Była tak stłumiona, że potem miesiącami ją wygrzebywałam.
Dopiero gdy zrozumiałam siebie, mogłam stawić czoła negatywnym myślom, zacząć je podważać i przeformułowywać na te pozytywne. Więc w sumie, nie chodzi o to, żeby rezygnować z pozytywności, ale o to, żeby zaaplikować ją w odpowiednim czasie.
Jak myślicie?
Dodaj komentarz
Chcesz się przyłączyć do dyskusji?Feel free to contribute!